czwartek, 15 listopada 2012

dowód na istnienie Boga nie wymaga niczego więcej  i opiera się na solidnym fundamencie. Ma ten sam punkt wyjścia: fakty istniejące w świecie, w którym żyjemy. Korzysta z  fundamentalnej zasady rozumu i rzeczy, mówiącej, że przeciwieństwa nie są tożsame. Chodzi tu o istnienie porządku; poszukiwanie jego wyjaśnienia prowadzi nas do najwyższej inteligencji.


Argument można krótko sformułować tak: W świecie wokół nas widzimy rzeczy pozbawione inteligencji, działające w jakimś celu — fakt ten jest widoczny, ponieważ zawsze — czy też na ogół — działają one w ten sam uporządkowany sposób, aby uzyskać to, co dla nich najlepsze. Najwyraźniej te działania nie są przypadkowe, lecz celowe. Ponieważ rzeczy pozbawione inteligencji nie dążą do celu, jeśli nie zostały ukierunkowane przez jakąś inteligencję, musimy wyciągnąć wniosek, że istnieje najwyższa inteligencja, która kieruje wszystkie rzeczy naturalne ku ich celowi.
Tu natychmiast pojawia się oczywista trudność, że argument ten zakłada istnienie porządku świata; a porządek ten wcale nie jest faktem doświadczalnym. Jeśli taki porządek w świecie istnieje, jeszcze go nie wykryliśmy. Zarzut ten czerpie soki z urodzajnej gleby nieporozumienia, jakim jest mylenie celowości zewnętrznej i wewnętrznej. Aby wyjaśnić tajemnicę celowości zewnętrznej, musielibyśmy znać odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące takich spraw, jak zewnętrzny powód ugryzienia komara, istnienia węży czy zniszczeń wywołanych huraganem. My ich po prostu nie znamy, a z pewnością nie znamy ich wszystkich; i prawdopodobnie nie poznamy ich nigdy. Żądanie, aby taki instrument jak ludzki umysł dogłębnie pojął plany Boże, jest dość wygórowane. Ten argument nie wymaga jednak zgłębiania tajemnicy celowości zewnętrznej.
Zupełnie wystarczy, jeśli stwierdzimy, że celowość wewnętrzna jest faktem. Możemy go poznać — i poznajemy — bez wątpliwości. Wiemy przecież, że oko jest zbudowane tak, by widziało, a ucho — by słyszało; że komar gryzie, aby się odżywiać, jadowite zęby węża służą do obrony i tak dalej. W przypadku piątego dowodu na istnienie Boga taka wiedza jest wystarczającym punktem wyjścia. Co więcej, nawet jeden przykład celowości wewnętrznej byłby wystarczający jako punkt wyjścia tego dowodu. Fakt celowości wewnętrznej całkowicie wystarcza do uwolnienia tego argumentu od oskarżenia o antropomorfizm, wnoszonego przez niektórych filozofów. Argument nie domaga się od nas szukania duszy węża czy komara, aby odsłonić ich motywy, intencje czy plany; wymaga jedynie uznania faktu stałego porządku przyczyny i skutku.
Tego wewnętrznego porządku nie da się wyjaśnić za pomocą przypadku. Takie wyjaśnienie jest zniewagą dla zdrowego rozsądku: równie dobrze mogłoby się okazać, że moje ucho jest organem węchu; w związku z tym czyż nie jest zaskakujące, że tak wiele zwierząt ma uszy? Wyliczono, że prawdopodobieństwo jednoczesnego przypadkowego rozwoju trzynastu warunków bezpośrednio koniecznych do tego, by oko widziało, wynosi 9 999 985 do 15, a przecież ze zjawiskiem tym spotykamy się codziennie!
Jeśli nawet odłożymy na bok głos zdrowego rozsądku, który dla współczesnego filozofa wydaje się dziwnie podejrzany, to wyjaśnianie istnienia porządku w świecie jako dzieła przypadku jest błędne z filozoficznego punktu widzenia. Z pewnością przypadek istnieje. Jest tylko sprawą przypadku, że oberwanie chmury złapało łysego mężczyznę, gdy nie wziął z sobą kapelusza; ale gdyby nie miał on powodu, aby wyjść z domu, i gdyby nie było powodu do deszczu, to z pewnością ciężkie krople nie rozbijałyby się teraz o gładką powierzchnię jego czaszki. Innymi słowy, samo istnienie przypadku zakłada istnienie istoty; przypadek jest tylko zbiegiem dwóch przyczyn usiłujących podążać swymi własnymi celowościami; jest to przypadłość, która przydarza się istocie, a nie coś, co ją wyjaśnia lub likwiduje. Jeśli wszystko wydarza się przypadkowo, to cała natura zostaje zredukowana do poziomu przypadłości; rzeczy nie są istotnie tym, czym są, lecz tylko przypadłościowo: fatamorgana może się rozpłynąć przed usiłującym ją zbadać umysłem.
Takie wyjaśnienie nie jest żadnym wyjaśnieniem — jest sprzecznością. Jest to dobrze nam już znany nonsens wyjaśniania rzeczy doskonałej niedoskonałą, większej mniejszą albo uporządkowania jego brakiem. Otóż, mówiąc otwarcie, wyjaśnienie to utożsamia przeciwieństwa: możność z jej urzeczywistnieniem lub też z brakiem jakiegokolwiek bytu. I stoimy w obliczu starego dylematu zaprzeczania możności studenta medycyny i doskonałości doktora lub też zaprzeczania istnienia różnicy między nimi; a więc wracamy do beznadziejnej próby zaprzeczania faktom.
Współczesny człowiek, skupiony na unikaniu nieskończoności, wcale nie przejmuje się fiaskiem swojego wyjaśnienia i użyje go śmiało ponownie, kiedy tylko zamilkną działa rozumu. Na razie rozwiązuje problem, zaprzeczając mu: porządek świata objaśnia się koniecznością naturalną; Bóg nie jest konieczny, ponieważ świat jest samowystarczalny. Mówiąc prościej, oznacza to, że w świecie dostrzegalny jest porządek, a nauka może się nadal zajmować jego badaniem, gdyż rzeczy są tym, czym są: taka jest ich natura, są one zdeterminowane przez konieczne prawa fizyki, które nadają im sposób istnienia i działania; determinuje je sama natura.
Rzeczywistych problemów nie rozwiążemy, udając, że nie istnieją; a ten problem jest rzeczywisty. Rozwiązanie oparte na konieczności jedynie odsuwa sprawę. Skąd bierze się determinacja, ta konieczna skłonność do określonego działania? Jakie jest źródło konieczności natury i praw fizyki? Oczywiście to nie wyjaśnia samo siebie, a przypadek też nie posłuży za wyjaśnienie; jedynym możliwym rozwiązaniem jest przyczyna ponadnaturalna, inteligencja, która jest najwyższa. Nie wystarczy jakakolwiek inteligencja. Jeśli bowiem inteligencja nie jest najwyższa, to nie jest inteligencją, lecz naturą, która posiada inteligencję, to jest naturą zdeterminowaną, skierowaną ku czemuś, uporządkowaną tak, aby mogła poznawać. I tu znowu mamy ten sam problem — skąd pochodzi ta determinacja, ta skłonność, ten porządek? Ta ostatecznie wyjaśniająca inteligencja musi być inteligencją, a nie ją mieć; nie może być skierowana do poznawania, lecz musi być swoją własną wiedzą.

czwartek, 12 stycznia 2012

Czy Bóg jest w mózgu?


Zainteresowała mnie ostatnio kwestia zalezności/niezalezności Boga względem naszego mózgu. Czy idea Boga to jedynie pewien efekt uboczny ewolucji ludzkiego mózgu? W jaki sposób idea Boga w ogóle istnieje? Czy Bóg istnieje poza ideą? I wreszcie - czy idea Boga będąca wynikiem pracy mózgu odnosi się do realnego Boga, istniejącego poza mózgiem?

Na te pytanie postaram się odpowiedzieć w kolejnych postach.